skiold

Nowy numer „Trzoda Chlewna” 4/2025

EKONOMIA
12Jeźdźcy apokalipsy wcale nie muszą jeździć we czwórkę…M. Kozera-Kowalska
WYDARZENIA
15Dni Świń 2025 na ŚląskuA. Walasek
HODOWLA
21Wyniki oceny wartości użytkowej świń czystorasowych za 2024 r.A. Hammermeister i wsp.
20Wyniki oceny knurków i loszek w programach hodowlanych POLSUSM. Marciniak, M. Tyra
ŻYWIENIE
22Znaczenie galaktozydazy i mannanazy w żywieniu świńK. Lipiński
28Premiksy farmerskieM. Soszka
33Czy proces fermentacji wpłynie na rynek komponentów paszowych w żywieniu świń?P. Nowak
39Jak sobie poradzić z upałem?S. Langer
REPORTAŻ
43Co nas nie zabije, to nas wzmocni?P. Włódarczak
TECHNIKA
48Mieszalniki pasz sypkich polskich producentówW. Wardal
WETERYNARIA
58Diagnostyczne badania laboratoryjne – narzędzie nieodzowne w zwalczaniu zakaźnych i niezakaźnych chorób świń     Z. Pejsak
 
5NOTOWANIA
7Z KRAJU
10KONTAKT Z CZYTELNIKIEM
11WIEPRZOWINA NIE ZAWSZE TRADYCYJNIE
54ZE ŚWIATA
Więcej

Diagnostyczne badania laboratoryjne – narzędzie nieodzowne w zwalczaniu zakaźnych i niezakaźnych chorób świń

Zygmunt Pejsak
Wydział Medycyny Weterynaryjnej
Uniwersytet Rolniczy w Krakowie

Diagnostyczne badania laboratoryjne – narzędzie nieodzowne w zwalczaniu

zakaźnych i niezakaźnych chorób świń

Diagnostyka laboratoryjna jest niezwykle ważnym i przydatnym w praktyce narzędziem w zwalczaniu chorób zwierząt, w tym chorób świń. Niestety z wielu powodów lekarze weterynarii oraz hodowcy zwierząt w znacznej swojej części nie doceniają znaczenia i przydatności badań laboratoryjnych w rozpoznawaniu przyczyn zachorowań oraz opracowywaniu strategii ich zwalczania. Zarówno w odniesieniu do chorób niezakaźnych, jak i zakaźnych weterynaryjna diagnostyka laboratoryjna jest podstawą ich skutecznego zwalczania.

Należy podkreślić, że badania laboratoryjne mają znaczenie nie tylko w ograniczaniu strat w produkcji zwierzęcej, w tym trzody chlewnej, ale też ze względu na identyfikowanie w wymienionym rezerwuarze chorobotwórczych drobnoustrojów oraz określanie ich lekowrażliwości, co zostanie przedstawione oddzielnie.

Niniejszy artykuł poświęcony zostanie zasadom wykorzystywania badań laboratoryjnych w rozpoznawaniu chorób zakaźnych.

Obserwowany, szczególnie w okresie ostatnich 40 lat ogromny postęp w obszarach: biochemii, bakteriologii, wirusologii, immunologii, biologii molekularnej i genetyki doprowadził do niebywałego postępu w zakresie sprawności metod diagnostycznych (swoistość, czułość) oraz szybkości ich wykonania i kosztochłonności. Aktualnie dysponujemy niezwykle zróżnicowanymi metodami rozpoznawczymi przeznaczonymi do wykrywania patogenów bakteryjnych, wirusowych czy pasożytniczych (tabele: 1, 2 i 3).

Wydaje się, że jedną z przyczyn ciągle ograniczonego w naszym kraju zainteresowania części lekarzy weterynarii praktyków diagnostyką laboratoryjną jest brak stałego dialogu między specjalistami z laboratoriów a praktykami. Ważnymi czynnikami w omawianym zakresie były w przeszłości także: ograniczony zakres usług oferowanych przez niektóre laboratoria, a z drugiej, niepełna wiedza praktyków w zakresie interpretacji wyników badań.

Tabela 1. Wykrywanie patogenów, ich antygenów lub swoistych przeciwciał

Technika laboratoryjnaCo wykrywamy?
Izolacja bakteriiżywe bakterie
Izolacja wirusówżywe wirusy
Immunofluorescencjaantygeny (białka) bakteryjne lub wirusowe, przeciwciała
Immunohistochemia (barwnik widziany w świetle białym)antygeny (białka) bakteryjne lub wirusowe, przeciwciała

Tabela 2. Wykrywanie kwasu nukleinowego czynnika patogennego

Technika laboratoryjnaCo wykrywamy?
Hybrydyzacja in situ (przyłączanie znakowanej sondy do komplementarnego fragmentu DNA)genom (fragment genomu) czynnika patogennego
PCR – ilościowy (real time PCR)DNA lub RNA czynnika patogennego
Immunofluorescencjailość DNA w badanym materiale
Sekwencjonowaniesekwencję nukleotydów w analizowanym fragmencie DNA (pokrewieństwo między różnymi szczepami patogenu)

Tabela 3. Badania serologiczne – wykrywanie przeciwciał w surowicy

Technika laboratoryjnaCo wykrywamy?
Test ELISAprzeciwciała swoiste dla czynnika patogennego lub jego fragmentu (np. przeciwciała przeciwko Pasteurella multocida)
Seroneutralizacjaprzeciwciała neutralizujące patogen, można określić miano przeciwciał (test indywidualny)
Odczyn wiązania dopełniacza, odczyn aglutynacji itp.przeciwciała aktywujące dopełniacz, przeciwciała aglutynujące itp.

Wykorzystywanie diagnostyki laboratoryjnej

Diagnostyka laboratoryjna jest szczególnie przydatna w rozpoznawaniu chorób i zespołów chorobowych oraz infekcji o etiologii wieloczynnikowej, które aktualnie dominują. Jest ona również istotna w wykrywaniu chorób o przebiegu nietypowym lub podklinicznym.

W przypadku chorób zakaźnych wywołanych wyłącznie przez jeden czynnik etiologiczny, charakteryzujących się ogólnym zakażeniem, czyli posocznicą (septicaemia) przy występowaniu dość często nietypowych objawów klinicznych i zmian sekcyjnych, w pełni trafne i szybkie ich rozpoznanie wymaga wykorzystania określonych laboratoryjnych testów diagnostycznych.

Ważną i najczęściej występującą obecnie u świń grupę chorób, nazywanych zespołami lub syndromami chorobowymi, stanowią infekcje o etiologii wieloczynnikowej. Są to choroby o etiologii charakteryzującej się udziałem kilku drobnoustrojów, spośród których z reguły jeden gatunek inicjuje zachorowanie. Ważną rolę w ujawnianiu się tych chorób odgrywają warunki środowiskowe. Przeprowadzone kilka lat temu w Polsce badania uwidoczniły w sposób pośredni (obecność przeciwciał) lub bezpośredni (izolacja czynnika patogennego), że krajowe stada świń z reguły zainfekowane są co najmniej dwoma różnymi czynnikami patogennymi. W ponad 60% stad stwierdzono jednoczesne występowanie co najmniej 4 różnych patogenów; najczęściej cirkowirusa świń (PCV2), wirusów grypy świń (SIV), Mycoplasma hyopnemumoniae (MhP) i Actinobacillus pleuropneumoniae (App).

Znane są też infekcje, które mają niekiedy przebieg podkliniczny (np. salmonelloza świń). W takich przypadkach badanie laboratoryjne jest wyłączną podstawą identyfikowania i eliminowania tego rodzaju rezerwuarów zakażenia. W efekcie przeciwdziała to szerzeniu się infekcji do stad świń wolnych od tego patogenu.

Metody badań laboratoryjnych, którymi dysponujemy umożliwiają odpowiedź nie tylko na pytanie, czy chlewnia zakażona jest takim czy innym czynnikiem patogennym (badanie jakościowe), ale także na pytanie, jaka jest intensywność zakażania stada (badanie ilościowe) oraz jaka jest lekowrażliwość wykrywanych drobnoustrojów bakteryjnych.

            Diagnostyczne badania ilościowe odgrywają rolę przy wykrywaniu przyczyn zespołów chorobowych wywołanych przez drobnoustroje występujące ubikwitarnie (drobnoustroje wszędobylskie) – np. cirkowirusy świń (PCV2). W tym przypadku o uznaniu PCV2 za przyczynę zachorowań świń decyduje nie sam fakt wykrycia PCV2, ale dowiedzenie obecności dużej ilości tego wirusa w badanych węzłach chłonnych.

Badania serologiczne

Próby diagnostyczne, w których istotnym czynnikiem są przeciwciała swoiste dla czynnika wywołującego chorobę wskazują przede wszystkim na fakt kontaktu zwierzęcia z danym patogenem. Umożliwiają także jakościową ocenę towarzyszącej zakażeniu odpowiedzi immunologicznej, dostarczając informacje niezbędne do wnioskowania o przebiegu infekcji.

            Istnieją dwa rodzaje wyników ilościowych testów serologicznych. Pierwszy, jak seroneutralizacja (SN), wyraża się końcowym rozcieńczeniem lub mianem przeciwciał. W drugim, jak np. test immunoenzymatyczny ELISA, określeniem ilości przeciwciał w badanej próbce (odpowiednika miana surowicy przy zastosowaniu innych testów serologicznych, np. odczynu aglutynacji). Powyższego dokonuje się przez porównanie gęstości optycznej, czyli OD (optical density) surowicy badanej z OD surowicy standardowej (czyli surowicy kontrolnej dodatniej o progowym jednoznacznie dodatnim stężeniu przeciwciał). W tym celu dzieli się wartość OD surowicy badanej, czyli pobranej do badania próbki (S, ang. sample, czyli próbka) przez wartość OD surowicy kontrolnej dodatniej zestawu (P, czyli ang. positive = dodatni). Otrzymana liczba charakteryzująca stosunek S/P określa ilość przeciwciał obecnych w surowicy badanej. Wartości S/P niższe od ustalonej wartości progowej (np. 0,4) uznawane są jako wyniki ujemne. Nie oznacza to, że surowica, dla której w teście ELISA uzyskano wartość S/P niższą niż 0,4 nie zawiera przeciwciał. Mogą być one obecne, jednak ich poziom znajduje się poniżej założonego progu czułości danego testu diagnostycznego.

Wynik badania serologicznego może też zależeć od: dawki zakaźnej, trwania infekcji, przebiegu klinicznego, od tego, czy choroba ma charakter systemowy czy miejscowy lub też stanowi wynik infekcji mieszanej. Pewien wpływ na powyższe może mieć wiek, względnie kondycja zwierzęcia. Na poziom odpowiedzi immunologicznej wpływ może też mieć inna infekcja oraz szczepienie przeciw tej infekcji lub innym chorobom zakaźnym, co łączy się z tzw. negatywną fazą odporności. Należy pamiętać, że tego rodzaju dodatkowe czynniki mogą prowadzić do fałszywie dodatnich lub fałszywie ujemnych wyników serologicznych, co jednak nie dewaluuje wartości badań serologicznych w diagnostyce chorób zakaźnych.

      Istnieją tkwiące w laboratorium przyczyny różnic w wynikach badań serologicznych tej samej próbki surowicy. Odnoszą się do sprawności pracujących wykonawców technicznych, jak również odczytujących wyniki. W grę wchodzi też różna jakość zestawów diagnostycznych, a nawet poszczególnych odczynników.

Trafność prowadzonych badań laboratoryjnych zależy nie tylko od zastosowanej techniki badawczej i prawidłowości wykonania testu, ale także od właściwego pobrania i przekazania do laboratorium materiału do badań. Należy podkreślić, że niezwykle ważne znaczenie odgrywa liczba pobranych i badanych próbek. Dla przykładu mało przydatne, a często wprowadzające w błąd jest badanie serologiczne techniką ELISA próbek pojedynczych. Wspomniany test uznaje się za tak zwany test stadny, a nie test przeznaczonych do badań pojedynczych osobników.

Fałszywe wyniki badań laboratoryjnych

Należy zdawać sobie sprawę, że z różnych powodów w badaniach laboratoryjnych mogą pojawić się wyniki fałszywie dodatnie lub też rezultaty fałszywie ujemne.

Istnieją cztery wzajemnie wykluczające się kategorie wyników:

1. rzeczywiście pozytywne wyniki (dodatnie w teście z próbką od świń rzeczywiście zakażonych),

2. fałszywie negatywne (ujemne w teście z próbką od świń rzeczywiście zakażonych),

3. fałszywie pozytywne (dodatnie w teście z próbką od świń niezakażonych),

4. rzeczywiście negatywne (ujemne w teście z próbką od niezakażonych świń).

Czułość i swoistość metod badawczych

Ważnymi cechami każdego testu diagnostycznego są czułość i swoistość. Inna jest definicja czułości testu wykonywanego w celu rozpoznania choroby zakaźnej oraz dla celów epidemiologicznych, a czułości testu stosowanego w analityce. W pierwszym przypadku chodzi o wykrycie możliwie dużej liczby zwierząt danego stada rzeczywiście pozytywnych. W drugim przypadku, czyli badań analitycznych, określenie „czułość” dotyczy wykrywania za pomocą testu: występującej w próbce najmniejszej liczby bakterii lub najmniejszej ilości DNA, toksyny względnie przeciwciała. Immunologicznie bardziej czuły test (ELISA w porównaniu z SN) wykrywa zatem przeciwciała wcześniej w trakcie procesu infekcyjnego u indywidualnej świni. W diagnozie stada, w którym częstość występowania zwierząt zakażonych jest średnia do wysokiej, a świnie są w różnych stadiach infekcji – potrzeba wysokiej czułości testu nie musi być szczególnie duża dla sformułowania rozpoznania, że w stadzie występują świnie zakażone. Taki wynik odnosi się do wchodzącego w grę stada, a nie wyłącznie do jednego lub kilkunastu zbadanych osobników.

Test polimeryzacji łańcuchowej (PCR) zastosowany do identyfikacji Mycoplasma (M.) hyopneumoniae ma zdolność wykrywania do 400 drobnoustrojów w jednej próbce. Jeżeli badana jest próbka z tchawiczo-oskrzelowej popłuczyny, to PCR prawidłowo wykrywa ponad 80% eksperymentalnie zakażonych wymienionym drobnoustrojem świń.

            Pojęcie swoistości odnosi się do testu, który poprawnie identyfikuje niezakażone świnie jako rzeczywiście negatywne, a zakażone jako rzeczywiście pozytywne. Test z 90%-ową swoistością prawidłowo klasyfikuje 90% niezakażonych świń jako negatywne i 10% świń jako zakażone (fałszywie pozytywne).

            Fałszywie pozytywny wynik może być związany z podobieństwem antygenowym lub innymi właściwościami (np. DNA) czynnika wywołującego chorobę i innych gatunków drobnoustrojów wywołujących inne choroby niż ta, o którą chodzi. Niejednokrotnie badając próbki z migdałków świń przy użyciu PCR w kierunku Actinobacillus pleuropneumoniae (App) uzyskiwano, obok wyników trafnych, również fałszywie dodatnie wskazujące na występowanie A. suis, A. minor, A. equuli, A. lignieresi, A. porcitonsillarum, Streptococcus suis i Haemophilus parasuis. Na podstawie badań wykonywanych w swoim czasie, między innymi w Instytucie Weterynarii w Puławach, można wręcz stwierdzić, że ze względu na obecność w migdałkach wielu różnych patogenów, co jest zjawiskiem typowym, ten materiał biologiczny nie nadaje się do badań w kierunku App. Badając zeskrobiny z migdałków w kierunku App testem PCR otrzymywano zawsze wyniki ujemne. Badając zaś płuca tych samych świń w tym samym kierunku w około 50% uzyskiwano rezultaty dodatnie. Powyższe wskazuje jak ważny z omawianego punktu widzenia jest dobór materiału do badań.

Niewdzięcznym materiałem do badań serologicznych w kierunku brucelozy świń jest surowica krwi. Nierzadko próby dają wynik dodatni w kierunku brucelozy, czego przyczyną w niektórych przypadkach może być Yersinia spp., a nie brucelle.

Strategia DIVA

W zwalczaniu wielu chorób zakaźnych niezwykle ważną, z epidemiologicznego punktu widzenia, rolę odgrywa możliwość serologicznego odróżnienia zwierząt szczepionych od zakażonych. W tym celu opracowane zostały testy, które umożliwiają odróżnienie przeciwciał indukowanych w organizmie immunizowanego zwierzęcia przez wirus szczepionkowy specjalnie w tym celu genetycznie modyfikowany od przeciwciał wytworzonych pod wpływem terenowego wirusa zjadliwego. Powyższe określane jest jako strategia DIVA (Differentiation of Infected from Vaccinated Animals). Wykorzystywanie strategii DIVA umożliwia prowadzenie szczepień, które z reguły zasadniczo ograniczają siewstwo wirusa i ilość wirusa w stadzie oraz eliminację zwierząt zainfekowanych. Osobniki zainfekowane szczepem terenowym można serologicznie odróżnić od niezakażonych, ale szczepionych. Można też odróżnić świnie szczepione i mimo to zakażone od zwierząt niezainfekowanych. Dzięki temu można ze stada szczepionego eliminować stopniowo wszystkie zwierzęta zakażone i pozostawiać w nim tylko osobniki zaszczepione i niezainfekowane. Technikę DIVA z powodzeniem wykorzystuje się między innymi w zwalczaniu choroby Aujeszkyego. Możliwe jest wykorzystanie tej metody także w przypadku zwalczania klasycznego pomoru świń. U bydła metodę tę wykorzystuje się w zwalczaniu IBR-IPV i BVD – MD.

Diagnostyka laboratoryjna chorób wywołanych przez drobnoustroje warunkowo chorobotwórcze

Choroby świń wywołane przez warunkowo chorobotwórcze drobnoustroje, np. kolibakteriozę, a w tym chorobę obrzękową, stanowią pewien problem w diagnostyce laboratoryjnej w tym sensie, że 100% zwierząt w stadzie może być ich nosicielami np. szczepu Escherichia coli serogrupy 0138 lub 0139, a mimo to żadne zwierzę nie zachorowuje w jednym przypadku. W drugim, identycznym w sensie nosicielstwa takich drobnoustrojów, zachorowuje na kolibakteriozę świń, w tym na chorobę obrzękową, znaczny ich odsetek. Trudno wtedy mówić o czułości i swoistości testu, który wykrywać może wszystkie zwierzęta zakażone, a mimo to nie ma to znaczenia w aspekcie wystąpienia choroby.

Ograniczenia diagnostyki laboratoryjnej

Negatywny wynik badania próbek niekoniecznie wyklucza obecność patogenu jako przyczyny choroby. Ma to miejsce zwłaszcza wtedy, kiedy zastosowany test cechuje się niskiego stopnia czułością i swoistością. Fałszywie ujemne wyniki, jak niewykazanie czynnika wirusowego lub bakteryjnego, mimo że występuje w organizmie świni, mogą mieć miejsce z różnych powodów. Są nimi nierównomierna koncentracja, a nawet brak w badanych próbkach czynnika chorobowego. Długi okres trwania choroby może prowadzić do zmniejszenia ilości bakterii lub wirusów poniżej granicy wykrywalności użytego testu. To samo może dotyczyć wykrywania swoistych przeciwciał. Wykorzystywany test może uwzględniać identyfikację wyłącznie określonej grupy szczepów danego gatunku drobnoustroju. Dla przykładu ma to miejsce w diagnostyce serologicznej pleuropneumonii. W tym przypadku dostępne są testy serologiczne pozwalające na wykrycie poszczególnych serotypów App. Zastosowanie testu przeznaczonego do wykrywania serotypu 13 nie pozwoli na wykrycie serotypu 5 App. Warunki, w których pobierano, przesyłano lub przetrzymywano próbki do badań też mogą odegrać istotną rolę w formułowaniu błędnych wyników. Przykładowo, niewłaściwe pobranie próbki, wysoka temperatura, w której ją transportowano do laboratorium, zbyt długi czas od pobrania do wykonania próby mogą mieć znaczenie decydujące.

Identyfikacja ważnych diagnostycznie odcinków DNA możliwa jest nawet po bardzo długim okresie od pobrania próbek. Jednakże fałszywie negatywne wyniki w przypadku próbek z kału, przy zastosowaniu PCR, w kierunku różnych jelitowych patogenów, mogą być uzyskane bezpośrednio po pobraniu materiału do badań. Przyczyną fałszywie ujemnych wyników PCR mogą być w tym przypadku hamujące substancje występujące w kale. Fałszywie ujemne wyniki infekcji bakteryjnych mogą występować, jeśli materiał biologiczny pobrano od świń leczonych antybiotykami. W przypadku badań bakteriologicznych zdarza się to także, gdy próbki z różnych powodów poddano procesowi sterylizacji.

            Najczęstszą przyczyną wyników fałszywie ujemnych są błędy popełniane w trakcie pobierania próbek (źle pobrane wymazy z nosa, zbyt późno pobrane próbki od padłych zwierząt, wybór niewłaściwych osobników do próbkobrania itp.). Przede wszystkim pracownicy laboratoriów, ale także lekarze praktycy powinni zdawać sobie sprawę, że pomimo wielu zabezpieczeń mogą zdarzyć się „seryjne” fałszywie dodatnie wyniki w teście PCR. Problem ten pojawia się wtedy, gdy dojdzie do kontaminacji (zanieczyszczenia laboratorium) materiałem genetycznym (DNA), który poszukujemy.

Warto pamiętać, że wyniki badań laboratoryjnych mogą być ważnym dowodem niewystępowania lub eradykacji danego czynnika chorobotwórczego ze stada.

Podsumowanie

W podsumowaniu warto podkreślić, że warunkami determinującymi przydatność badań laboratoryjnych w praktyce jest wysoka kompetencja wykonujących badania specjalistów, właściwe wyposażenie laboratoriów oraz profesjonalizm zlecających badania lekarzy praktyków czy też lekarzy weterynarii z inspekcji weterynaryjnej. Należy mieć świadomość, że tak jak to ma miejsce w każdej dziedzinie, także w odniesieniu do laboratoriów zasadne jest korzystanie z tych, które cieszą się szczególnym zaufaniem, na które pracuje się latami.

Więcej

Co nas nie zabije, to nas wzmocni?

Jest takie powiedzenie, choć ma też inną, przeciwstawną wersję: „co nas nie zabije, to zmutuje i później nas zabije”, czyli co ma wisieć, nie utonie i tak się wydarzy. Ale lepiej skończyć z tymi powiedzeniami, bo mogą być niewygodne. Kiedyś jeden policjant powiedział mi, że pewien biedak powiesił się na gałęzi nad rzeką i zaraz potem gałąź pękła, ciało nieszczęśnika wpadko do wody, a on się utopił. Zatem zadał kłam powyższemu stwierdzeniu.

Wszyscy doświadczyliśmy niefortunnych zdarzeń na fermie, dziwnych i świadczących o naszym nieprzygotowaniu do naszej pracy (blamażu). Czasem porażki można było przekuć w sukces, a czasem nic nie dało się z nimi zrobić. Ważne, ile osób to widziało lub się o nich dowiedziało? Jeśli nikt, to nie było żadnego problemu, a jeśli wielu i nie można na nikogo zrzucić odpowiedzialności, to wtedy: „Houston, mamy problem”.

Martwa świnia, czyli nie igraj z ferajną

Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Ty chcesz dobrze, a wyszło źle.

Pewnego dnia na amerykańskiej fermie męczyłem się z martwą lochą. Po pierwsze nie zauważyłem jej na czas, bo jej ciało ułożone było tak, jakby spała. Wykryłem ją dopiero aż dwa dni później. Ze względu na rozmiary i barwę skóry nie dało się jej dłużej ignorować. Teraz każdy ślepy by ją zobaczył. Powiedziałem moim czarnoskórym kamratom, że mam zdechłą świnię i trzeba ją wyciągnąć z kojca pojedynczego na zewnątrz budynku. Takie czynności wykonuje się na koniec dnia, ale już od rana pytali się nieustannie jak jest duża? Odpowiadałem dyplomatycznie, że trochę większa niż normalnie, ale cool, damy sobie radę. Nie chciałem chłopów od razu załamywać. Wreszcie na koniec dnia poszli ze mną ją wyciągać, ale pech chciał, że zepsuło się urządzenie do wyciągania martwych świń. Trzeba było zrobić to ręcznie i ciągnąć za pomocą własnych mięśni. Drogę polewaliśmy wodą, żeby zmniejszyć tarcie wielkiego ciała o podłoże, ale było tak napuchnięte i wielkie, ciężkie jak tona kamieni, że niewiele to pomagało. Sztywne już ciało zahaczało się o wszystko, co było w jego zasięgu. Mordęga była nieprzeciętna. Czterech chłopów pracowało przy tym przez godzinę. Spocili się, stękali jak parowozy, gnaty ich bolały, a jednemu coś w krzyżu strzeliło. Pomstowali więc tak, że zrobiło się niemiło, a do mnie mówili ze złością, że ta biedna świnia zdechła już dawno i następnym razem sam będę ją sobie wyciągał.

Na koniec dnia poszli zadowoleni i umordowani pod prysznic i relaksowali się w cieplutkiej wodzie. Wszedłem wtedy do łazienki i specjalnie krzyczałem do nich, że mam kolejną zdechłą świnię! Na reakcję długo nie czekałem. Odchyliła się kurtyna i wielki Derrik syknął „Damn it Pete! Shut up. No way… no more deaths” (Cholera, zamknij się, żadnych zdechłych świń). Potem ja wszedłem pod prysznic i zacząłem nucić sobie piosenkę z filmu: „Jak rozpętałem II wojnę światową” o Franku Dolasie. Za chwilę moje audytorium zakrzyczało do mnie: „What the hell are you singing? Song about dead sow? (co do diabła śpiewasz? Piosenkę o zdechłej świni?) Później, jako wciąż nowicjusz, zlokalizowałem lochę w pojedynce ze złamaną kończyną i według procedury, żeby dłużej nie cierpiała, dokonałem eutanazji sam… ale w klatce. Z radości powiedziałem o tym moim druhom, że rozwiązałem za nich problem, ale oni – niewdzięcznicy – wściekli się na mnie, że przed ubojem sanitarnym nie wyciągnąłem jej z pojedynki. Jak teraz znów będziemy ją wyciągać, bo na pewno zaklinuje się wśród płaskowników i prętów kojca? Dopiero przestały ich boleć krzyże i mięśnie po tamtej heroicznej pracy, a tu znów ten Polak z nimi pogrywa. Don’t mess with fellas! (Nie zadzieraj z facetami!).

Czasem kreatywność nie popłaca

Tyle binów do sprawdzenia

Innego, ale bardzo mroźnego dnia w Karolinie Północnej (był akurat silny przymrozek) poszedłem na zewnątrz sprawdzać biny, czyli zbiorniki z paszą w celu sporządzenia zamówienia na nową dostawę. Żeby odczytać poziom paszy w binie trzeba po drabince wspinać się na jego górę na wysokość kilkunastu metrów i otworzyć wieko, żeby zajrzeć do środka. A binów było 14, co oznaczało dużo wchodzenia. Właśnie schodziłem z trzeciego bina i tak się zamyśliłem, że po zejściu zapomniałem, ile było w nim paszy? I znów mam włazić na szczyt? Don’t make me climb again! Nagle wymyśliłem, że nie będę wspinał się ponownie tylko zastosuję moją własną technologię. Rzucę w ścianę bina taką metalową kulą, którą używa się do jego przepychania. Gdy zrzuca się ją z góry, leci i rozwala zbryloną paszę na dole zbiornika. Jest więc dość ciężka, waży około 3-4 kilogramy. Wziąłem taką kulę i jak kulomiot walnąłem nią w ścianę bina, a po odgłosie blachy – od uderzenia pociskiem – usiłowałem stwierdzić, czy bin jest w danym miejscu pusty czy pełny? Rzucałem więc kulą na różną wysokość, żeby ustalić właściwy poziom paszy. Pomysł może i był nowatorski, ale przy kolejnym rzucie kula odbiła się od silosu tak niefortunnie, że poleciała w inną stronę niż chciałem i jak meteor wynurzyła się z niebiosów i spadła na plastikową rurę – paszociąg, który doprowadza paszę z tego zbiornika do chlewni. Paszociąg był akurat włączony, a w nim wielka „żmijka” dużymi haustami zagarniała paszę i popychała ją do przodu. Aż tu nagle uderzyła kula i cała rura w ułamku sekundy pękła na drobne kawałki. Pasza zaczęła wysypywać się na ziemię, jak krew wylewa się z przeciętej tętnicy. Plastik był tak naprężony z zimna, że delikatne uderzenie mogło go zniszczyć, a co dopiero taka kula. Gdy rura poszła w drzazgi, żmijka wyleciała na zewnątrz, wszystko zaczęło trzeszczeć, a pasza leciała wciąż na glebę. Co teraz zrobić? Może udam, że tego nie widziałem? Nie, niemożliwe – pomyślą. Więc co? Wymyśliłem, że porażkę trzeba obrócić w sukces i zacząłem działać. Wyłączyłem paszociągi, a kolegom w chlewni opowiedziałem, że jak sprawdzałem biny, to wykryłem pękniętą rurę, która niechybnie pękła z tego cholernego zimna. „Tak Pete, is cold very cold” – pokiwali głowami zgadzając się ze mną. Następnie wyjaśniłem, że jak włączyli paszociąg, to żmijka w środku zahaczyła się o krawędź spękanego plastiku od wewnątrz i rozszarpała go na strzępy wywołując „feed spill”, czyli wysyp paszy. Na szczęście uratowałem ich, bo za chwilę kilka ton paszy wyleciałoby z bina na ziemię i sprzątalibyśmy ją cały dzień! W ruch poszłyby worki i łopaty, a komu to było potrzebne? Ale się chłopy cieszyły, dziękowali mi jeden przez drugiego, że wspaniale, że to zauważyłem i w porę zadziałałem. Grunt to dobry bajer.  

Bieg z przeszkodami

Załadunek może być problemem

Kolejne ciekawe wydarzenie na fermie miało miejsce podczas ładowania świń na cull truck, czyli na dwupokładowego tira, który zabierał wybrakowane z różnych powodów zwierzęta. Właśnie byliśmy w trakcie załadunku na samochód 100 wielkich loch i każdy z nas mógł prowadzić tylko po 10 sztuk przed sobą i poganiać je herding boardem (dużą czerwoną plastikową zastawą) służącym do zawrócenia cofających się zwierząt. Czasem chronił też przed ugryzieniem lub uderzeniem świńskim łbem. No i gdy załadunek zbliżał się ku końcowi, jedna ogromna locha postanowiła, że nie pójdzie tam, gdzie chcemy i po prostu zawróciła. Jednak czekali już na nią moi czarnoskórzy kowboje (tak, pierwsi cow boys byli ciemnoskórzy, choć pochodzili z Ameryki Południowej, ale byli też nimi czarnoskórzy, którzy uzyskali wolność w Ameryce) ze swoimi boardami i nonszalancko zastawili jej drogę. Locha w ogóle się tym nie przejęła, wzięła rozpęd i jak byk uderzyła mordą w sam środek ich wielkiego boarda, podbiła go do góry, po czym wpadła w gromadę zaskoczonych chłopów rozrzucając ich na boki. Wyglądało to tak jakby wróg sforsował linię obronną rzymskich legionów i wdarł się za ich tarcze obronne. Zwierzę ryjem podrzucało wszystkich do góry, tak że chłopaki uczyły się fruwać. Gorzej było, gdy miękkim tyłkiem spadali na podłoże i wrzeszczeli jak dzieci. Sytuacja przypominała trochę hiszpańskie święto, podczas którego na ulice miasta wypuszcza się byki, a one galopują wśród tłumu ludzi, tyle że rolę byka grała świnia. Szarżowała rozszalała, kąsała i waliła z główki w kolana przeciwników. Tak więc nasza misterna zapora pękła jak bańka mydlana, a spieniona locha potruchtała z powrotem. Zatrzymała się dopiero na zamkniętych drzwiach, bo tej materii już nie przebije. Następnie kilka razy zaganialiśmy ją w kierunku tira, ale sytuacja powtarzała się i świnia rozwalała wszelkie blokady i przygotowane przez nas zasieki, a nawet zaczęła przez nie skakać jak koń na Wielkiej Pardubickiej. Jeżeli 500 funtów żywej wagi (1 funt to ok. 0,5 kg) zaczyna fruwać w okolicach klatki piersiowej, to trzeba się chować. Po jakimś czasie na placu boju, czyli na długim korytarzu przepędowym pozostała tylko locha czekająca na kolejnych śmiałków, a my pochowaliśmy się po kątach i nawoływaliśmy się wzajemnie.

– Erwin, idź ty… spróbuj, dalej!

– Nie, ja nie idę! Ja będę miał wylew! (Był znanym hipochondrykiem). Eugene niech spróbuje.

Na końcu krzyczą do mnie:

– Pete, idź ty! Ty nie masz rodziny!

– Ale przecież mam, tylko w Polsce.

– To się nie liczy. Tutaj nie masz rodziny, więc idź. Show us.

„Ja ci kurna dam szoł” – pomyślałem. W końcu poszedł Misiek (Derrik) i wielką łapą klepnął świnię w zad. Ta bardzo zdziwiła się tym faktem, i ruszyła galopem do przodu, po czym chciała zawrócić, żeby zaatakować śmiałka, ale podczas tego manewru coś jej się pokiełbasiło z kierunkami i wpadła prosto na wąską rampę załadunkową. Stamtąd nie ma już odwrotu, świnia nie mogła się odwrócić. Próbowała jeszcze cofać się, ale Afroamerykanie, jak kula wystrzelona z karabinu, błyskawicznie wystrzelili ze swoich okopów i hurmem rzucili się w kierunku rampy. Z dzikim okrzykiem dopadli biedulkę i zablokowali jej wyjście. Wreszcie sprawa była załatwiona. Tak oto czynność, która zwykle zajmuje pięćdziesiąt minut (załadunek 100 sztuk) trwała ponad 2 godziny. Ale honor fermy został uratowany, bo świnia została załadowana cała i zdrowa. Derrik mówił do wszystkich: „call me master”, a wszyscy poklepywali go i chwalili jego zuchwałość. Było źle, ale jednak sukces!

Mistrz kolczykownicy w akcji

Kolczykowanie loch to nie jest prosta sprawa

Innym razem kolczykowałem loszki. W trakcie procesu zaciskania kolczyka, złamało się jedno metalowe ramię kolczykownicy, choć nie miało prawa. Nie wiem czemu, ale pękło i w ogóle odpadło. Poszedłem do mojego HOD (head operation departament, czyli mojego bossa Eugena) i powiedziałem co się wydarzyło. Ten bardzo zdziwił się tym, że mogłem złamać taką solidną i nową kolczykownicę. Jak to zrobiłem? Dostałem następną i wróciłem do pracy. Po kilku chwilach znów nadeszła katastrofa. Gdy zaciskałem kolczykownicę na uchu loszki, ta szarpnęła mocno głową i wyrwała mi narzędzie z ręki. Kolczykownica piękną parabolą pofrunęła w górę, po czym spadła na ziemię i trafiła prosto w szparę między rusztami w podłodze i zniknęła pod spodem w czeluściach gnojowicy. Przepadła na zawsze, bo kto i jak ją znajdzie? Te szczeliny są bardzo wąskie, kolczykownica nie miała prawa tam się zmieścić, ale trafiłem na jakąś szerszą i się zmieściła. Kolczykownica musiała upaść idealnie pionowo, żeby trafić w tę szczelinę i wpaść do środka. Inaczej odbiłaby się od podłoża. Taka pozycja upadku według rachunku prawdopodobieństwa jest rzadka, ale się przytrafiła właśnie teraz. Znów poszedłem do HOD i powiedziałem, że nie mam kolejnej kolczykownicy. Przyjrzał mi się spode łba i odsunął mnie w ogóle od tej roboty. Przez następny tydzień wszyscy mieli zabronione dawać mi jakąkolwiek kolczykownicę do ręki, bo na fermie została już ostatnia i nie chcieli jej stracić. Jakoś mój szef o wyglądzie Morgana Freemana nie wierzył w moje wywody o tym, że nikłe prawdopodobieństwo nie oznacza jeszcze, że coś się nie wydarzy. Proste. Nie chcieli mi też uwierzyć w to, że byłem mistrzem kolczykowania bydła w Polsce (przed wyjazdem kolczykowałem kilka tysięcy sztuk bydła w ramach wprowadzania systemu IRZ w Polsce). Czyli na jednym kontynencie byłem mistrzem, a na drugim pokraką.

Zróbmy sobie casting, czyli jak zabijaliśmy rutynę

Casting. To słowo kojarzy się z serialem telewizyjnym, filmem, pokazem mody. A ja z Afroamerykanami zrobiliśmy sobie casting na najładniejsze loszki. Nasz manager – Robert zarządził, żeby kryć tylko największe i najładniejsze z nich. Ponieważ czasem nam odpalało od tej pracy, monotonii i rutyny, postanowiłem, że zrobimy casting. Kazałem sobie przynieść krzesło i zasiadłem w jury na chlewni, a wraz ze mną Derrik, Erwin i Eugene. Jerry podprowadzał nam po pięć loszek, a my wybieraliśmy najlepsze. Grubiutkie, z kształtnym tyłkiem i ładnymi sutkami, nie kulejące i chrumkające wesoło. Każdy z nas pokazywał na palcach, ile punktów przyznaje loszce za wrażenie artystyczne, a Jerry zliczał. Loszek do oceny było 110, więc trochę nam zeszło. Przynieśliśmy sobie nawet po kaweczce i popijaliśmy ją małymi łyczkami patrząc na loszki. Te najładniejsze umieszczaliśmy w oddzielnych kojcach. Jak weszły w ruję, były automatycznie inseminowane. I tak sobie oglądaliśmy te świnki i ocenialiśmy, aż nagle zobaczyliśmy jakieś chude owłosione nóżki. Czarne nóżki. Co to do diaska za loszka?

Uuupss. To były nogi naszego managera i nie zdążyliśmy wydać oceny, bo Robert przerwał nam krzykiem:

– Guys! Co wy wyrabiacie? Siedzicie sobie i kaweczkę pijecie na środku chlewni? W kinie jesteście? Break (przerwa śniadaniowa) już dawno był!

– Robert, wybieramy dla ciebie loszki – odpowiedział Derrick i wskazał palcem na mnie: „on nam kazał tak robić”. Matko, po co zaraz mówić takie słowa?

Widziałem jak czarna skóra Roberta spąsowiała, a białe gałki oczne wyszły na zewnątrz. Ale nic nie powiedział, tak go zapowietrzyło!

Grunt to porządek

Erwin – nasz hipochondryk

Od trzech dni manager Carter pracował nad jakimiś zestawieniami i grafikami. Nie byłem wtajemniczony w to, co robił, ale ta praca miała niechybnie związek z telefonem od naszego supervisora, który kazał przygotować sobie pewne dane z farmy i Robert męczył się robiąc różne tabelki. Ostrzegał mnie nawet, żebym niczego nie ruszał i nie dotykał. Zrobił tak, bo często wyrzucałem mu jego pomięte karteluszki z ważnymi zapiskami, które rozrzucał wszędzie dookoła, tak jak reszta ekipy. Nie znosiłem bałaganu i wszystko, co walało się po stołach i półkach po prostu wyrzucałem do śmieci. Niech nauczą się porządku. Robert był na mnie zły, bo jednego dnia wyrzuciłem mu kartkę z rozliczeniami, jakie spisywał na potrzeby swojej byłej żony. Dzwoniła właśnie niedawno i tonem nieznoszącym sprzeciwu kazała mu dokonać pewnych przeliczeń, a w trakcie, gdy to robił gul mu skakał. Nie wiem o co chodziło, może miał dołożyć się do remontu jej domu? W każdym razie zrobił to i czekał na jej telefon. W międzyczasie wyszedł na budynki, a kartki jak zwykle porozrzucał w nieładzie. Wylądowały w śmietniku, a pięć minut później zadzwoniła.

– Peter! – wrzasnął Robert po zakończonej rozmowie. Następnym razem przyślę tę pyskatą babę wprost do ciebie! Może ty udzielisz jej stosownych wyjaśnień? Jak ci się to podoba?

Ale wróćmy do zestawień dla naszego szefa. Gdy wreszcie nadszedł dzień wizyty na farmie, Robert nakazał mycie pryszniców, podłogi w szatni i w biurze, ale tak po polsku, czyli naprawdę wszystko miało być czyste, żeby supervisor poczuł się milutko od razu po wejściu. 

Po umyciu podłóg, gdy była jeszcze mokra, Men In Black (Faceci w czerni) przeganiali loszki reprodukcyjne z budynku, gdzie przechodzą adaptację do budynku rozrodu. Budynek loszek był pierwszy licząc od biura. W przeganianiu brali udział wszyscy moi chłopcy: Derrik, Eugene, Jerry i nawet Erwin, który miał to robić bardzo pomału. Każdy odliczał po 10 loszek i przeganiał je przy użyciu boarda do kojca na rozrodzie. Wcześniej musieli je wygonić z dotychczasowych kojców, co wcale nie było łatwe. Ja byłem akurat na rozrodzie i przyjmowałem loszki do ich nowych kojców i zamykałem drzwiczki. Każdy z chłopaków zrobił po dwa kursy i wszystko szło w miarę sprawnie. W końcowej partii jako ostatni szedł Erwin. Gdy Eugene, Jerry i Derrik dawno już dotarli i wpędzili swoje loszki, jego nie było i nie było.

– Chyba miał heart attack – powiedzieli chłopcy, czyli że z pewnością miał atak serca. I uśmiali się od ucha do ucha, bo Erwin był hipochondrykiem i codziennie jego zdaniem przechodził zawał lub udar.

Poszedłem sprawdzić co tam się dzieje i zobaczyłem Sodomę i Gomorę! Erwin wypuścił wszystkie loszki i chyba się przy tym bardzo zasapał i ciśnienie poszło mu w górę. Ukucnął więc i oparł się plecami o pręty klatek. Wybałuszył oczy i rozdziawionymi ustami łapał powietrze jak ryba wyjęta z wody. Właśnie czekał aż nadejdzie koniec, kolejny wylew albo zawał serca. Loszki robiły, co chciały, wybiegły z budynku na korytarz, a tam ktoś przestawił bramki, którymi steruje się ruchem na fermie. To Sheryll szła z chlewni do biura napić się wody, zamknęła za sobą bramkę, a tym samym drogę do pozostałych chlewni i otworzyła na oścież drzwi do biura. Loszki nie namyślały się długo, obwąchały teren i wparowały do biura, bo innej drogi i tak nie miały. Mogły jedynie wrócić do dogorywającego Erwina, ale nie chciały. Młode loszki biegały sobie po biurze, ślizgając się na jeszcze mokrej podłodze i przewracały się. Kurcze, cztery nogi mają, a takie niestabilne. Poprzewracały krzesła, przestawiły stół i wpierniczały wszystko, co zdołały wziąć do mordy. Świnia niczemu nie przepuści, wszystko musi przeżuć w przepastnej paszczy. Sheryll darła się na nie, ale świnki właśnie mieliły w mordzie mopa do podłogi, miotełkę, ręczniki, jakieś nylonowe rękawiczki i… o zgrozo! Grafiki Cartera, które musiał zostawić gdzieś nisko w ich zasięgu. Poza tym jadły liczne druki leżące na półkach w stojącej szafce w rogu pomieszczenia, chrumkając i śliniąc się z ogromnego zadowolenia. Na to wszystko wyszedł Carter z toalety, bo pewnie palił tam papierosa (w biurze był zakaz). Nie mógł nie zauważyć tego kwiku i jazgotu, popatrzył na powstałe pobojowisko i zszarzał mimo czarnej skóry na twarzy. Wskazał na mnie palcem i szukał odpowiednich słów.

– eee… – usiłowałem coś wydukać.

– Peter, you drive me crazy!!! – doprowadzasz mnie do szału, a raczej do rozpaczy – krzyknął wreszcie.

Ciekawe czy Robert miał kopie? Ale gdyby nie miał, to udało mi się wyrwać kawałek kartki z ryja świni. Może uda się coś odtworzyć? Jednak Robert spiorunował mnie wzrokiem i zatrzasnął się w swoim kantorku.

Z drugiej strony mógłbym na takich świniach zrobić niezły biznes. Kupiłbym sobie 20 takich świniaków i zrobił firmę utylizującą dokumenty. Świnie jako niszczarki dokumentów. Już sobie wyobrażam jak w mgnieniu oka unicestwiają PIT-y, dokumenty bankowe, akta sądowe, stare rachunki, wszystko! Mogłyby też trupy utylizować, ale niestety pozostaną kości. Morderstwa doskonałego nie będzie.

Piotr Włódarczak

Więcej

Wyniki oceny wartości użytkowej świń czystorasowych za 2024 r.

Anna Hammermeister, Martyna Snopkiewicz, Piotr Polok, Robert  Kaźmierczak

Polski Związek Hodowców i Producentów Trzody Chlewnej „POLSUS”

Wyniki oceny wartości użytkowej świń czystorasowych za 2024 r.

Polski Związek Hodowców i Producentów Trzody Chlewnej „POLSUS”, zgodnie z programami hodowlanymi zatwierdzonymi przez MRiRW, prowadzi ocenę wartości użytkowej dla ras matecznych, tj. wbp, pbz i puławska oraz raz ras ojcowskich – hampshire, duroc, pietrain i wbo.

Celem programów hodowlanych jest uzyskanie zwierząt hodowlanych o określonej wartości użytkowej wyrażonej np. liczbą prosiąt żywo urodzonych i odchowanych w 21. dniu, wielkością przyrostów dziennych czy procentową zawartością mięsa w tuszy. Uzyskane wyniki pozwalają na selekcję i wybór najlepszych zwierząt hodowlanych przeznaczonych na remont własnego stada oraz sprzedaż do innych stad hodowlanych i produkcyjnych.

Stan liczbowy i struktura rasowa populacji

Niestety, na przestrzeni lat utrzymuje się spadek zarówno liczby loch ogółem, jak i liczby loch zarodowych. Od 2015 roku liczba loch objętych oceną zmniejszyła się o 47% (wyk. 1).

Wykres 1. Liczba loch objętych oceną na przestrzeni lat 2015-2024

W strukturze rasowej dominuje rasa puławska (wyk. 2). Dopłaty do loch i knurów w ramach Programu Ochrony Zasobów Genetycznych Świń Rasy Puławskiej sprzyjają zainteresowaniu tą rasą świń. Trzeba jednak pamiętać, że dopłaty stanowią rekompensatę za niższą produkcyjność tej rasy. Jest to widoczne w niższej niż u innych ras płodności i plenności oraz wielkości przyrostów dziennych (tab. 1, 2). Program Ochrony Zasobów Genetycznych Świń Rasy Puławskiej jest realizowany w wariancie in situ, w którym wymaga się aktywnego – czynnego użytkowania produkcyjnego rasy rodzimej, bowiem wtedy zwiększa to jego skuteczność. Dlatego hodowcy są zobligowani do poddania ocenie wartości użytkowej określonej liczby knurków i loszek oraz wyprodukowania odpowiedniej do wielkości stada liczby knurków hodowlanych.

Wykres 2. Struktura rasowa loch objętych oceną wg stanu na 31.12.2024 r.

W roku 2024 do ksiąg hodowlanych wpisano 60 283 zwierzęta czystorasowe, z czego ocenionych przyżyciowo zostało 22% loszek i knurków czystorasowych (wyk. 3).

Wykres 3. Liczba ocenionych przyżyciowo czystorasowych knurków i loszek w 2024 r.

Wyniki użytkowości rasy hampshire, ze względu na małą populację i niewielką liczbę ocenionych zwierząt mogą nie odzwierciedlać faktycznego potencjału rasy – zarówno w zakresie użytkowości rozpłodowej, jak i tucznej oraz rzeźnej, dlatego nie będą prezentowane w niniejszym opracowaniu.

Użytkowośc rozpłodowa

W zakresie użytkowości rozpłodowej ocenie podlegają różne parametry, ale najpełniejszym wskaźnikiem oceniającym efekty wartości użytkowej w zakresie rozrodu jest plenność (wyk. 4). Wskaźnik ten uwzględnia zarówno liczbę urodzonych prosiąt oraz i ich przeżywalność wynikającą z warunków środowiskowych, ale także troskliwości macierzyńskiej czy odpowiedniej liczby sutków potrzebnych do odchowania miotu. Uwzględnia także długość cyklu rozrodczego (ciąża, laktacja, jałowienie), na który ma wpływ hodowca. Jest zatem wskaźnikiem zarówno możliwości rozrodczych lochy (w hodowli zarodowej nie wolno stosować żadnych zabiegów w postaci loch mamek czy też meblowania miotów, które w sztuczny sposób podnoszą plenność), jak i  umiejętności oraz wiedzy hodowcy. Plenność u ras matecznych jest wyższa w porównaniu z rasami ojcowskimi – za wyjątkiem wspomnianej wcześniej rasy puławskiej (wyk. 4). Średnia plenność dla wbp wynosi 25,42 prosięcia odchowanego od lochy w ciągu roku, a dla rasy pbz 24,14. W najlepszych stadach wyniki znacznie przewyższają średnią i w ciągu roku odchowywanych jest powyżej 30 prosiąt od lochy, np. w rasie wbp w stadzie Pana Mariusza Bujaka (30,51) oraz w stadzie Pani Renaty Wciórki (30,21); natomiast w rasie pbz, również w stadzie Pana Mariusza Bujaka (31,31). Wyniki te potwierdzają rzeczywisty, wysoki potencjał produkcyjny loch obu ras.

Wykres 4. Plenność loch w roku 2024

Użytkowość tuczna i rzeźna

Ocena tuczna i rzeźna w stadach hodowli zarodowej prowadzona jest przyżyciowo za pomocą aparatu ultradźwiękowego PIGLOG, zgodnie z przyjętą metodyką (standaryzacja przyrostu dziennego na wiek 180 dni oraz szacowanie procentowej zawartości mięsa w tuszy na podstawie pomiarów grubości słoniny i wysokości oka polędwicy standaryzowanych na masę ciała 110 kg, a następnie standaryzowana na wiek 180 dni).

Tabela 1. Średnie wyniki oceny użytkowości tucznej i rzeźnej w latach 2023-2024

  Wyszczególnienie  wbppbzpuławskadurocpietrain
2023202420232024202320242023202420232024
Przyrost dzienny standaryzowany, g  knury756723747733559572782773725698
loszki653648669664547543679707666691
Zawartość mięsa w tuszy standaryzowana, %  knury61,361,160,560,956,156,76262,163,764,3
loszki59,7 59,859,259,45656,160,761,563,563,6

U loszek rasy duroc i pietrain oraz knurków rasy puławskiej wartość tej cechy poprawiła się w porównaniu z rokiem ubiegłym. W pozostałych grupach obserwowane jest obniżenie wielkości przyrostów dziennych. Wielkość przyrostów dziennych standaryzowanych wymaga dalszej pracy hodowlanej,  aby osiągnąć założony cel hodowlany. Trzeba mieć na uwadze, że populacje nie są liczne, stąd poziom tej cechy ulega wahaniom. Należy również podkreślić, że przyrosty dzienne standaryzowane dotyczą zwierząt ocenianych w wieku od 150 do 210 dni i nie obrazują w pełni możliwości tucznych, dlatego na potrzeby kupujących wyliczany jest szacowany przyrost w tuczu, który widnieje na świadectwie zootechnicznym.

Standaryzowana procentowa zawartość mięsa w tuszy poprawiła się u knurków rasy pietrain i loszek rasy duroc. U ras wbp i pbz wartości standaryzowanej procentowej zawartość mięsa w tuszy u obu płci osiągnęły cel hodowlany określony w programie hodowlanym. Cecha wymaga jednak utrwalenia.

Tabela 2. Wartość hodowlana BLUP dla użytkowości tucznej i rzeźnej w poszczególnych rasach w 2024 r.

RasaWartość hodowlana BLUP-ZWH knuryWartość hodowlana BLUP-ZWH loszki
wbp10,2510,21
pbz10,2510,20
puławska10,3010,23
duroc10,1010,11
pietrain10,0810,17

Wyniki w zakresie przyrostu dziennego oraz procentowej zawartości mięsa w tuszy odzwierciedlają wartość fenotypową zwierząt i jednocześnie służą do szacowania wartości genetycznej świń w zakresie użytkowości tucznej i rzeźnej (ocena ZWH BLUP). ZWH BLUP jest wskaźnikiem, który eliminuje czynniki środowiskowe takie jak: stado, rok, sezon i pokazuje możliwości produkcyjne zwierzęcia wynikające wyłącznie z jego genotypu. Niezależnie od osiągniętych wyników w 2024 r. w zakresie cech tucznych i rzeźnych ocenionych przyżyciowo warto zwracać uwagę na wartość hodowlaną BLUP, która dla każdej z ras przekroczyła poziom 10 pkt. (tab. 2). Wartość powyżej 10 pkt. wskazuje, że mimo zarejestrowanych niższych średnich wartości fenotypowych ocenianych cech, na poziom których wpływ mają czynniki środowiskowe, wartość genetyczna ocenionych zwierząt, a więc ich możliwości produkcyjne w porównaniu ze średnią populacji bazowej są wyższe. Świadczy to o tym, że w ocenionej populacji zwierząt nastąpił postęp genetyczny w zakresie analizowanych cech.

Zachęcamy do korzystania z krajowej oferty hodowlanej, dbając o to, aby nabywać zwierzęta hodowlane, którym powinno towarzyszyć świadectwo zootechniczne (przykładowy wzór WZOR_RASA_CZYSTA.pdf (polsus.pl). Dokument ten zawiera obszerny zakres informacji m.in. dane identyfikacyjne zwierzęcia, dane właściciela, dwupokoleniowy rodowód, informacje o wynikach oceny tucznej i rzeźnej przeprowadzonej na żywym zwierzęciu, wyniki wartości genetycznej szacowanej metodą BLUP, wyniki oceny stacyjnej ze SKURTCh. Cena za wystawienie dokumentu z pełnym zakresem informacji wynosi obecnie 12 zł netto/szt.; natomiast świadectwa zootechniczne zawierające tylko dane identyfikacyjne i rodowód (bez wyników oceny) kosztują więcej – 25 zł netto/szt.

Hodowca powinien zadbać, aby taki dokument dołączyć do sprzedawanych zwierząt i w ten sposób potwierdzić, że jest to materiał hodowlany, z wiarygodnego źródła i takie zwierzęta są gwarantem przekazywania postępu genetycznego. Zakup zwierząt bez świadectwa zootechnicznego nie daje żadnych gwarancji, że jest to zwierzę hodowlane. Jest to zakup zwykłych tuczników.

Szczegółowe wyniki dla poszczególnych ras można znaleźć na stronie PZHiPTCh „POLSUS” www.polsus.pl.

Więcej

Czy proces fermentacji wpłynie na rynek komponentów paszowych w żywieniu świń?

Piotr Nowak
Doradca żywieniowy, Poznań

Czy proces fermentacji wpłynie na rynek komponentów paszowych w żywieniu świń?

W ostatnich latach zwiększoną uwagę poświęca się stosowaniu pasz fermentowanych w żywieniu świń. Fermentacja materiałów paszowych jest złożonym procesem, który łączy wiedzę kilku dziedzin: żywienia, fizjologii, immunologii, mikrobiologii, biochemii, projektowania przemysłowego i ekonomii.

Wykorzystywanie technik fermentacji uzależnione jest od wymagań żywieniowych i fizjologii układu pokarmowego zwierząt, wartości pokarmowej fermentowanych pasz, stosowanych mikroorganizmów oraz potrzeb i możliwości hodowców. Fermentacja komponentów paszowych jest obiecującym rozwiązaniem ze względu na jej pozytywny wpływ na wartość odżywczą (jako cenne źródło aminokwasów zawierających siarkę i strawnego białka o obniżonej zawartości substancji antyodżywczych) oraz właściwości prozdrowotne (jako źródło mikroorganizmów, enzymów trawiennych i związków antyoksydacyjnych)… Cały artykuł w numerze 3/2025

Więcej

350x470_baner_dsm-firmenich


Młyn paszowy
Trzoda Chlewna - Ogólnopolskie czasopismo dla producentów trzody, zootechników i lekarzy weterynarii
Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.